poniedziałek, 9 marca 2015

1) Ach, ta młodość

Rozdział dedykuje moim wspaniałym czytelnikom :*

Szłam po kamiennej ścieżce, prowadzącej na peron. Byłam lekko podenerwowana. Obok mnie szła moja mama, a za nią tata. Nieuchronnie zbliżaliśmy się do ściany. Wreszcie przyszła ta chwila. Rozpędziłam się i wbiegłam w ścianę pomiędzy peronami. Bałam się, że się od niej odbiję, że nie zostanę przyjęta. Ale przeszłam na drugą stronę. Uśmiechnęłam się do rodziców i spojrzałam na swoją sowę. Była biało-beżowa i miała cudne zielone oczy. Nazwałam ją Eris. Pożegnałam się z rodzicami, ponieważ usłyszałam głuchy gwizd. Powolnym krokiem weszłam do pociągu. Korytarz był chwilowo pusty. Odłożyłam kufer, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Wybuchłam perlistym śmiechem, a po chwili zsunęłam się po ścianie tak, że teraz siedziałam na podłodze. Na całe szczęście nikt nie przechodził korytarzem, bo mógłby sobie pomyśleć, że coś jest ze mną nie tak. A ja przecież chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie. Wstałam z podłogi i lekko przygładziłam włosy. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie przebywałam bez rodziców, tak długo. Ale trudno, muszę dać sobie radę. Stwierdziłam, że najwyższa pora poszukać przedziału. Chwyciłam kufer i torebkę do ręki, i wyruszyłam na... poszukiwania?
***
Moją pierwszą "ofiarą" był przedział na początku pociągu. W owym pomieszczeniu siedziało kilku chłopaków, w miarę przystojnych.
- Mogę... - chciałam zapytać, ale jakiś brunet mnie wyprzedził.
- Jesteś czystej krwi? - dosyć dziwne powitanie. Już wiedziałam, że nie chcę tam siedzieć.
Mama wiele razy mi opowiadała, że większość przyjaźni zawartych w Ekspresie Hogwart, trwa do końca do życia, na przykład jak ona i Pani Bell. Wiedziałam, że nie chcę się przyjaźnić z tymi chłopcami. A'propos, wypadałoby poszukać Katie.
- To ja już... - odpowiedziałam kulawo, wskazałam na drzwi, po czym wyszłam.
Już zapomniałam o tej idei czystej krwi.
***
Kolejny przedział, do którego zajrzałam, znajdował się po środku pociągu. Siedziały w nim wymalowane nastolatki, które z pogardą patrzyły się na moje warkoczyki, rybaczki i czerwoną  bluzę. Szybko się wycofałam.
***
Odwiedziłam jeszcze mnóstwo przedziałów, ale w żadnym nie chcieli mnie przyjąć. Wycieńczona weszłam do jednego z ostatnich. Zajmowali go trzej chłopcy: dwóch rudych i afroamerykanin.
- Siadasz? - już miałam otworzyć usta, ale rudy mnie wyprzedził. Pokiwałam głową i zajęłam miejsce przy oknie.
- Jestem George, - powiedział ten, który mnie wpuścił - a to jest Fred - obydwaj uśmiechnęli się do mnie.
- A ja jestem Lee - odparł czarnoskóry i również obdarzył mnie uśmiechem.
- Angelina. 
***
Do przedziału weszła niewysoka blondynka.
- Cześć, widzieliście taką czarnowłosą dziewczynę, wyższą ode mnie - zaczęła jak z automatu - i...
- Hej Katie! - powiedziałam.
- Wiesz, ile ja cię szukałam? - spytała przyjaciółka.
Przedstawiłam jej chłopaków i pogrążyliśmy się w wesołej rozmowie.
Po jakimś czasie do przedziału wpadła całkiem ładna dziewczyna. Dosłownie wpadła.
- Nic ci nie jest? - spytałam się przybyszki.
- Nie. Przepraszam za najście, mam na imię Demelza.
- Co się stało? - zapytał Lee.
- Starsi Ślizgoni.
- Wytłumacz mi, George, czemu ja od początku tych ludzi nienawidzę? - zapytał Fred.

- Nie mam pojęcia, bracie.
_________________________________________________
Musicie mi to wybaczyć, ale w lutym w ogóle nie miałam weny na ten rozdział, więc w marcu będą dwa. Szablon zamówiony,  więc może niedługo...

Luna :*


Macie Eris <3